sobota, 27 grudnia 2014

Skąd ta wena?

Gdzie było najwięcej weny?
To proste; wśród (młodych, starych, niskich, wysokich, pięknych i tych mniej pięknych, którzy robili to dla zabawy i ci, którzy musieli to robić) ćpunów. W głębokich piwnicach, gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku. Ja nie brałam narkotyków, ale lubiłam popatrzeć gdy ktoś bierze, lubiłam wysłuchać takiej osoby. Były bardziej wychowane na życiu niż każdy kogo znałam. Jednak najbardziej z nich wszystkich przypadł mi do gustu; Jimmy. Trzydziestolatek, który zawsze miał dla mnie czas i codziennie pokazywał mi nowe ,,rytuały''. Nie lubię, gdy ktoś ciągle narzeka, ale w jego przypadku było to inne. Opowiadał różne historie ze swojego życia, a ja je zapisywałam. Potem przerabiałam na wiersze albo opowieści które najczęściej kończyły się śmiercią. Pamiętam, że raz Jimmiego wyciągnęłam z tej nory ćpunów. To był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Najlepiej było kiedy weszliśmy na boisko i zaczęliśmy grać w kosza. Jimmy w poprzednich latach dużo grał w koszykówkę. Należał do tej samej drużyny co ja teraz. Zresztą nie łączy nas tylko ta sama pasja, drużyna i nienawiść do trenera. Zawsze powtarzał, że jestem do niego podobna. 
Wierzył we mnie, ufał mi, liczył na mnie.
A ja sobie po prosu poszłam.
Wydoroślałam. 

piątek, 19 grudnia 2014

Mój pierwszy wiersz: Jim

Otworzył oczy, poczuł pustkę w sercu,
gdzie się podział ten grzeczny chłopak?
Który plany ambitne miał na przyszłość,
z którego mama była dumna.
I jego zdolności poetyckie zostały,
one jedyne go rozumiały.
Jeszcze książki były, ale on na nie siłę stracił.
Kiedyś miał wszystko; mamę, rodzinę, przyjaciół,
koszykówkę, zeszyt i długopis.
Teraz ma tylko narkotyki,
które pomóc mu chciały.
A on się w nich zakochał.
I pomóc jak nie ma rady.